Straszliwy Cape Horn
Przepłynąłeś Cape Horn? No, to możesz mówić bratku o sobie, że jesteś prawdziwym żeglarzem. Na przestrzeni wieków wielu nie dało rady. Tylko w jednym, 1905 roku zatonęły tam 43 żaglowce, a 15 z nich poszło na dno wraz z całą załogą. Przegrali ze wzburzonymi falami i złą pogodą. Teraz spoczywają na dnie, a ich duchy czuwają nad innymi, którzy zmagają się z przeciwnościami Cieśniny Drake'a.
A jest z czym się zmagać. Tam prawie zawsze jest sztorm. W tym miejscu łączą się dwa oceany: Atlantycki i Spokojny, a do tego walczą ze sobą dwa fronty atmosferyczne: ciepły znad Ameryki Południowej i zimny znad Antarktydy. Przylądek Horn, a właściwie wyspa o tej samej nazwie jest najdalej na południe wysuniętym punktem Ameryki. Zanim nie wykopano Kanału Panamskiego prowadziła tędy, lub przesmykiem na północ od wyspy Horn jedyna droga łącząca oba oceany.
Zawitali tam również i Polacy. Trochę późno, bo pierwszą polską jednostką, która opłynęła Horn był "Dar Pomorza", a uczynił to 1 marca 1937 roku. Dopiero 36 lat później kapitan Krzysztof Baranowski w samotnym rejsie na "Polonezie" pokonał to przejście 23 lutego 1973 roku. Zaledwie 4 dni później zjawił się tam kpt. Aleksander Kaszowski z czteroosobową załogą na "Eurosie", który mimo dwóch tygodni ciężkich sztormów odniósł swój sukces (gdyby nie te sztormy byłby pierwszy przed Baranowskim). Potem następni i następni.
Niektórzy w tych czasach mogą sobie wykupić wycieczkę i w ciepłych kojkach, oddając najwyżej raz po raz "daninę Neptunowi", wyglądając przez bulaje i nie opuszczając kajuty pooglądać to i owo. Nie mówię, jest to również super przygoda i sam chętnie bym się na nią wybrał. Ale prawdziwi ludzie morza, na jachtach, pokonując góry wody i swoją słabość, po wygranej walce z Hornem mają wiele z tego satysfakcji, a do tego mogą się uważać za prawdziwych żeglarzy.
Z.W.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz